poniedziałek, 29 czerwca 2009

Coś więcej niż treściobełk.



Oczywiście, w moim blogu będzie coś więcej niż tylko brak treści w treści, będzie treść w niczym. Będą jeszcze fotografie moich najnowszych prac dekoracyjnych i przemyślenia wywołane stanem głębokiego relaksu wywołanego tworczym szałem, i galopada mięśni zdarzeń, czyli głównie będą to ostatnie twory funkcjonalne przeplatane tekstem powstałym z kondensacji myśli w czasie kreacji, żeby nie było nudy, żeby prowokować dyskusje o ważnym niczym.
Nie obraże się również na miłe ;–) komentarze dotyczące moich prac, a pod każdym zdjęciem będzie zamieszczony link do galerii przedmiotu z obrazu.
Dzisiejszą rozkoszą dla oka jest kwiatowy lampion wprowadzający miły, ciepły ton w pomieszczeniu, w którym za jego sprawą panuje troszkę optymizmu, takie przynajmniej mam odczucia. Powstał w wyniku przetworzenia bardzo pięknej bluzki, ktora, prócz, że była wspaniała w fasonie, wzorze i kolorach, piękna była kiedy tylko nie trzeba było jej nosić. Bo jak tu nosić worek na śmieci.. Postanowiłam utrwalić jej wyjątkowość, wyeksponować podświetlając, niestety nie mogłam sobą, pocąc się niemiłosiernie i wciąż zapinając guziki, co było nieco krępujące podczas przyjęcia. Lampion powstał z kawałka rękawa, resztę skrzętnie przechowuję, marząc, by też ją utrwalić, bo poblask świetlisty jakim emanuje jest tego wart. Już prawie ją widzę, ale nie zdradzę teraz wszystkich tajemnic.
Oznacza to, że treścią mojego bloga będzie głównie sztuka, albo sztuka zastanawiania się co sztuką jest, a co nie jest sztuką, a tylko kompozycją, estetyką, może nawet kiczem?
A może spróbuję odnaleźć klucz do kiczu? Albo zgubić..
Nasza epoka obfituje w taką obfitość, że nie wiadomo co wybrać. Aż kusi, żeby uszczknąć, dziabnąć, liznąć wszystkiego. Sztuką jest decyzja. Świadomy, właściwy wybór, ba, ale jak tu właściwie wybrać? Jeszcze do tego świadomie? Może lepiej zdać się intuicji, albo użyć świadomej intuicji i wierzyć w słuszność decyzji. Chyba tak właśnie zrobię. Zgubię klucz do kiczu, ale domowy zawsze będzie w wiadomym miejscu. Pod wycieraczką.

Dziś czekając na swój numer w urzędzie, nudząc się niemiłosiernie i koncentrując uwagę na niepoceniu się, nic dziwnego, jak się frunie rowerowo w upale, jak się jedzie, to przyjemnie wieje, nie odczuwaniu zapachów i hałasów, z wściekłości i bezsilności, czekając na rozmowę, kiedy przeanalizowałam już wszystkie przyczyny mojej tam obecności stwierdzając, że można było lepiej tego uniknąć (z drugiej strony nie dowiedziałabym się tego), kiedy znudziło mi się obserwowanie tych samych postaci w tej niedogodnej dla nas sytuacji, choć nie aż tak strasznej; kiedy przestała mnie fascynować uparta żywotność najmłodszych zawodników, biegających do zawrotu głowy emitujące dźwięki potwory, postanowiłam narysować sobie kotka i może podarować go najodważniejszemu dziecku, które podejdzie zerknąć. Jednakże z niemej wściekłości zamiast kotka wyszła kolczatka. Taki zmutowany kolczasto-szpiczasty, ale o całkiem miłym usposobieniu (naprawdę!) nieistniejący stwór. Żadne dziecko nie zdążyło obejrzeć kotka, gdyż został wywołany i wyświetlony numer widniejący na mojej karteczce. Wcześniej bardzo chciałam trafić na miłego urzędnika, co ułatwiłoby nasze zadanie, nawet przygotowałam dowcip dla rozjaśnienia moich intencji, ale będąc wyświetlonym już numerem, zupełnie o tym zapomnialam, pochłonął mnie przecież kotek. Okazało się, że osoba z drugiego końca biurka znalazła się tam w wyniku jakiegoś niewiadomego przypadku, choć zdawała się uwielbiać swoją pomocną pracę. Entuzjazm bijący z radości rozmawiania coraz to z nowymi osobami, byl wręcz zaraźliwy, a w samej mojej sprawie zostały wykonane trzy telefony, czwarty zaowocował pojawieniem się kolejnej postaci tym razem z 16 piętra, i, oczywiście ja. Myślami wokół kotka. Jednak udało mi się, przy całej możliwej koncentracji wyłuszczyć sprawę, przekazać cztery kartki, żeby kto inny się nimi przejmował (wybacz, mój przyjacielu urzędowy), i pozostało mi obserwować i dowiadywać się wszystkiego z połowy rozmowy, drugie pół było w innej słuchawce. Wreszcie ten przemiły człowiek postanowił skorzystać z kopiarki. Dostałam chwilę, by skończywszy mniej więcej kontur kotka zająć się jego wymiarami, a przynajmniej iluzją tychże, bo nie dawała mi spokoju jego plackowatość. Kiedy skończyłam łapkę, wrócił oficer, szybciutko schowałam zajęcie, nie chcąc być niegrzeczną, bo biurko w końcu zobowiązuje, zwłaszcza nie ten właściwy jego koniec, a ten na to, że jeżeli to dobra sztuka, to mu nie przeszkadza, tym bardziej, że musi jeszcze się oddalić. Jest dziwnym człowiekiem, mimo tuszy zwinny i lekkoduszny. Zaglądał tak jeszcze ze dwa razy niezwykle szybko, nie zdążyłam skończyć brzuszka, kiedy wrócił, wykonał jeszcze trzy telefony, kiedy w końcu przestało działac to wygodne urządzenie - ileż można czekać? Ja mogę w nieskończoność, ale reszta towarzystwa? Ja już jestem w innej kaście, przybiurkowców, ale jeszcze nie tych właściwych, bo tymi nigdy nie zamierzam być, ale za chwilę, chwila pójścia sobie z tego ponurego przybytku z miłymi ludźmi, a chwila bycia zabiurkowcem zewnętrznym kusiła światełkiem, w międzyczasie dowiedziałam się, że kotek podobny jest do jakiegoś bożka, o którym informację widział niedawno, ale imnienia nie mógł sobie przypomnieć. Manipulując kablem ucięliśmy sobie miłą pogawędkę o smokach i psuciu emocjami urządzeń elektronicznych, czekaliśmy zresztą na osobę z 16 piętra. Dowiedziałam się też, że nie dobrze jest rysować smoki. Nie dostał w prezencie w związku z tym nieskończonego kotka, mimo, że pierwszy zerknął i nie wyjaśniłam, że to miły stworek, lekko tylko najeżony, i to niezupełnie z wściekłości, raczej z dziwną, oryginalną fryzurą, bo osobą z 16 piętra okazała się być przemiła postac o pięknym uśmiechu. Zabrała kartki i chciała zatelefonować do mojego, pech chciał, nienaładowanego aparatu. W końcu dostałam własne biurko z innym aparatem, miałam czekać na znak, i posiadając czasu mnóstwo (na 16 się długo jedzie, oświadczył mój przewodnik duchowy, może bardziej smokowy), oddałam się wykańczaniu ogonka.
Czekam sobie przy biurku z telefonem, aż zadzwoni..
Po chwili dostałam informację telefoniczną, że muszę zadzwonić gdzieś indziej i nic nie załatwiłam, tracąc czas a zyskując zmutowanego kotka lekko tylko wściekłego, a na pożegnanie usłyszałam, żeby nie rysować smoków. Bo co? Może faktycznie? Albo czy można choć miłe smoki? To co ja będę rysować?!

piątek, 26 czerwca 2009

Czas zaczac. Początek.




Serdecznie witam wszystkie Ciekawskie Stwory
w moim nowym odkryciu technologicznym,
jakim jest blogowanie. Co za okropna nazwa, blog coś jak rzyg..
ale adekwatna, połączenie braku zawartości
z zawartością jakąś, zazwyczaj ważną.
Bełkotu z treścią. Treściobełk.

Wszystkie Wrażliwe Stwory lojalnie uprzedzam,
zawartość tegoż treściobełka lub tejże treściobełki
- bloga (muszę się przyzwyczaić do tej nazwy,
lepiej się oswoić niż degustować za każdym obcowaniem) będzie walić w pojmowanie młotkiem,
lub dokonywać akrobacji myślowo - językowo - klawiaturowych, dla zabawy tylko.
Coż, każde nowe słówko, bezgranicznie, globalnie i zwariowanie wskakuje znikąd, każdy może
zrozumieć każdy tekst, racześ słowa poznaś i połamać dłowę, a przynajmniej z grubsza sklecić sens, swój sens.

Treścią tego bloga będzie bełkot
z Papierowego Świata

Wszystkie Miłe Stwory




Pozdrawia

Ania Werner