poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Musimy naprawić świat. My. Teraz. Jak? Proste. Zakładamy ogrody, przestajemy kosić jebane trawniki i pozwalamy Naturze samej funkcjonować, ziołom rosnąć pachnąc, zajęcom i lisom, psom i kotom, kurom, krowom żyć wolno w miastach i na przedmieściach. Pozwólmy przyrodzie samooczyszczać się, liściom wyłapać smog. Nieużytki same zamienią się w zagajniki i lasy, sztuczne burze znikną, miasta się schłodzą od tych dzielnych pionierów co rosną na betonie w kropli wody, za nimi pójdą inne, tworząc mikroklimat życia, my będziemy zdrowsi i nie będziemy musieli już tych okropnych, nudnych trawników kosić tracąc nań niepotrzebnie minuty naszego bezcennego życia.

To już powoli w Krainie Kultu Trawnika się dzieje, bo młodzież woli pograć zajarawszy, miast bezmyślnie kosić kosiarką. Już oczy me cieszą bujne miejskie ląki miejscami przebijające się nieposkromionym żywiołem, które pachną o zachodzie Słońca, nawet w metropolii. Jeszcze co prawda ludzie boją się mandatów za trawnik dwa centymetry wyższy niż u sąsiada, ale powoli dowiadują się jak dali się sterroryzować modnemu praniu mózgów, że im więcej trawnika tym więcej... Czego? Głupoty? Większego masz bo dłużej hałasujesz?

Zlikwidować monokultury w świecie roślin. Ubogacić trawniki! Więcej wolnych roślin, więcej owadów, śpiewaków skrzydlatych, piękniej, kolorowo. Są lekarstwa i jest jedzenie. Ogrody zamiast betonu dla maszyn.

Uwolnić prysznice i toalety na koszt miasta, niech nasze podatki poprawiają nasze życie i powietrze. Uwolnić ławki. W Kraju Terroru ławki są albo tak wąskie, że tylko do połowy rowa można ogon oprzeć i na stacji metra jest taka jedna trzyosobowa, albo są takie metrowe, że albo wchodzi jeden amerykanin, albo ledwo para normalnych, bo już muszą się dotykać, albo takie z przegródkami, w których połowa amerykanów klinuje się na dobre a ty robisz siniaki na łokciach. Plus syrena pojazdu   co pół godziny, żeby rozkojarzyć, wytrącić z równowagi. To już są metody lekkoobozowe na tresurę osobników, pozamykać ich jeszcze w pudełkach i przekonać, że słuchanie powtarzanego rytmu z głośnika jest fajne, a im głośniej, tym jeszcze masz większego. Staliśmy się niewolnikami maszyn. Słuchamy muzyki maszyn, bo to, że człekopodobny, albo wręcz sztuczna inteligencja, wymyśli zlepek trzech nut i powtarza go przez pięć minut z refrenem głosu z maszyny, bo udało mu się napisać linijkę sloganu, zmieniając tylko dźwięk na wyżej, czy niżej, to już nie jest muzyka, to jest hipnoza akceptacji podgrzewanej wody, a ty żabo żyj we wrzątku. W muzyce maszyn nie ma opowieści, całej historii emocji, kiedy myśl płynie w rejony niezbadane, w manowce, kiedy zwiedzasz równoległe światy i myślisz o bliskich. Nie ma zatrzymania się z zachwytu nad dworcowym grajkiem pieszczącym instrument, czy ludzie potrafią jeszcze się zachwycać? Na widok małego niebieskiego kwiatuszka, który wyrósł na betonie? Na widok słoneczka namalowanego kredą w niezdarnej rączce na chodniku? Na widok iskry odbitej od pyłu w wiosennym słońcu?

Co was, ludzkość XXI wieku zachwyca? Drogość? Cena? Cena krwawego brylantu? Podprogowy program sączony przez dekadę z telewizora, który każe panienkom sikać na widok pierścionka? Bardziej błyszczące i większe pudełko? Głośniejszy głośnik? Bardziej ryczący motor? Warczymy na siebie maszynami. Po co?

Uwolnić Nas. Uwolnić zwierzęta i rośliny z obozów koncentracyjnych fabryk.

Zacznijmy od zaprzestania koszenia trawników i zakładania ogródków warzywnych pod domami, blokami, niech odrośnie puszcza. Kury niech będą wolne i dziobią między blokami. Młodzież na szczęście lubi rośliny, głównie palić, więc jest nadzieja. Gdyby tylko pozwolić jej hodować rośliny, z radością dokonanego cudu tworzenia zaczęłaby przynosić także te jadalne. Nauczmy młodzież ogrodnictwa.

Wraz z normalnym ludzkim zajęciem zapewniania sobie jedzenia, znikną korporacje i ich coraz dziwniejsze pomysły. Teraz dżendery wymyślili, a jutro, że samobójstwo jest supertrendy, na przykład z paroma nieświadomymi osobami... W sumie, co mnie to obchodzi, ja tam z mojego rajskiego ogrodu nie wychodzę, nie mam telewizora, ni radia, muzykę mam tylko z instrumentów żywych ludzi, informacji kilka z kilku niszowych stron i od kilku komentatorów obiektywnych, którzy odróżniają dobro i zło. Ściek jest w innej wiosce, płynie obok mnie, nie dotyczy, tylko mozolnie błagam Naturę, by uzdrowiła Świat, sieję kwiaty i zbieram śmieci.

Zamiast farmacji, tylko zioła i dietę. Unikam sztucznej, zapakowanej żywności, cukru i tego, co zrobili z mąki. Uciekam przed muzyką maszyn i widokiem telewizorów. Jeżdżę komunikacją miejską i rowerem. Zamiast kosmetyków i chemii w milionach plastikowych buteleczek - mydło, soda, ocet, cytryna i olej, woda utleniona, spirytus. O skórę i zdrowie dbam dietą. Odzież tylko sprzed epoki modyfikowanej pestycydem bawełny, mam kilka i wystarczy. Butów pięć par też wystarczy. Nic nie kupuję, bo wszystko mam z poprzedniego pokolenia, które jak opętane zaczęło erę marnotrawstwa. Za to chętnię płacę artystom, muzykom, rzemieślnikom i ogrodnikom. Pieprzyć modę i korporacje.

Muzyka maszyn maskuje pudełka w których nas podgrzewają.